piątek, 15 czerwca 2012

DUCH LOJALKI

________________________________________________________________________________

Po ogłoszeniu stanu wojennego w PRL-u władze bezpieczeństwa od wielu osób domagały się podpisania tzw. lojalki, z tą propozycją występowały nie tylko wobec internowanych działaczy „Solidarności”. 

Niektórzy podpisywali, większość jednak odmawiała złożenia podpisu pod taką deklaracją uległości. Kiedy dzisiaj przyjrzeć się wydarzeniom w III RP, okaże się, że często gęsto obywatele postępują z wielką dozą lojalności wobec miłościwie panującego nam „peerelizmu-bis”, choć dzisiaj żadnej lojalki podpisać nie musieli. Najwidoczniej rzeczywistość III RP przenika duch dawnej lojalki tak intensywnie, że nawet Stoczni Gdańskiej wojewoda Adamowicz przywrócił (choć nie musiał) nazwę z lat peerelowskich: „imienia Lenina”. Jak długo utrzyma się ta nowa (a stara nazwa) nie wiemy, bo spotkała się z gwałtownymi protestami mieskańców Gdańska, a nie tylko stoczniowców. 


Z innych przejawów tego wstecznictwa jest np. decyzja o uznaniu Domu PZPR w Warszawie za zabytek! A w całym kraju aż 600 ulic nadal nosi nazwy z epoki PRL-u. Z ogromną lojalnością w stosunku do pozostałości dawnego reżimu odnoszą się nawet kadry uczelni, by przypomnieć ich teatralny protest przeciwko lustracji w r. 2007. Być może jakiś procent tych kadr kiedyś owe lojalki podpisał, ale przecież w Polsce po roku 1989 podpis taki nie powinien już obowiązywać.
A lustracja była potrzebna, z czym zgadzał się nawet prof. Norman Davies, wiedząc zarazem, że jest w aktualnych politycznych warunkach niewykonalna. Serwilizm i oportunizm sycą ducha lojalki, a jednak niezależne media w Polsce mają swoje liczne bastiony (gazety czy portale internetowe) i tam panuje duch oporu oraz walka o prawdę, od dwóch lat zwłaszcza w kwestii smoleńskiej „katastrofy”. Niezależne pióra wielu publicystów w III RP służą tej sprawie, a ponadto dwa głosy wybijają się w tym chórze protestujących.

A są to wspaniałe wystąpienia Antoniego Macierewicza, który niejednokrotnie przedstawiał tło oraz okoliczności smoleńskiego zamachu, jak niedawno na rzeczowym, a zarazem dramatycznym spotkaniu w Krośnie. Kto nie słyszał jego tam wypowiedzi po prostu nie ma pojęcia, co dzieje się w kraju. Nawet w przybliżeniu nie zna powagi sytuacji oraz nieudolności oficjalnego śledztwa. 

To samo można powiedzieć o wystąpieniu Ewy Stankiewicz na marszu w obronie TV Trwam (Warszawa, 21 kwietnia br), która bez owijania w bawełnę przypomniała Tuskowi, że napisy na wiaduktach nazywają go zdrajcą. I dodała, że znaczna część społeczeństwa widzi w nim zdrajcę stanu za rozbicie uroczystości w Katyniu, za dogadywanie się z Putinem ponad głową Prezydenta RP i za oddanie śledztwa w ręce Rosjan. 




Pani Ewa zwróciła się też do premiera z pytaniem jakże retorycznym: „czy to amatorszczyzna czy zdrada stanu...?” A tłum z flagami narodowymi skandował: 
Z D R A J C A... Z D R A J C A... Dalej mówiła pani Stankiewicz, że Tusk przechodzi do historii w gronie zdrajców narodowych i że Rzewuski czy Potocki mogliby się uczyć od niego technik zdrady!
Następnie zwróciła się do prezydenta Komorowskiego w tych dramatycznych słowach: „Rosja zaciera ślady na pana oczach! Niszczy wrak samolotu... Ci co zacierają ślady stoją po stronie oprawców! Dodała też, że Rosjanie mogli dobijać rannych, nikt nie może tego wykluczyć... (pamiętamy film nakręcony kamerą telefonu komórkowego, na którym słychać okrzyki i strzały, film ten próbowano oczywiście zdyskredytować)
Pani Ewa Stankiewicz wytknęła Komorowskiemu jeszcze kilka rzeczy, a zwłaszcza jego komentarz po smoleńskiej tragedii. Powiedział on wtedy, że „przyczyny katastrofy są boleśnie proste”, czym żyrował z góry wszelkie ustalenia Rosjan. Takie stanowisko prezydenta RP musi budzić zdumienie, bo z góry wyprzedzało wyniki śledztwa.
Dlatego pani Ewa zadała jeszcze pytanie czy za tym stoi miałkość intelektualna, czy może reprezentowanie obcych interesów na najwyższych szczeblach władzy? Ważna też była jej refleksja: „Bez uczciwej władzy można bardzo łatwo stracić suwerenność...”
Ta wielotysięczna manifestacja w Warszawie domagała się miejsca na platformie cyfrowej dla TV Trwam, a zatem w wypowiedzi pani Ewy znalazły się i te słowa: „Wolność słowa to gwarant demokracji i nie będziemy się o to pytać, tak jak człowiek nie pyta się nikogo czy może oddychać!”

Kto nie czuje miłości do Ojczyzny i pragnienia prawdy w wystąpieniach Ewy Stankiewicz i Antoniego Macierewicza, ten chyba nie ma w swej duszy ani promila polskości, o ile jeszcze ma duszę. Bo mógł ją przecież dawno sprzedać za korzyści płynące z układów, jakie daje „platforma oligarchów” (nazywana dla niepoznaki Platformą Obywatelską).
Manekiny z tego układu władzy – a szczególnie w rodzaju Niesiołowskiego i Palikota – nienawidzą serdecznie osób, które nie zatraciły patriotycznych uczuć (o zgrozo, także pogardzanych przez niektórych profesorów, na szczęście nie wszystkich jak świadczą postawy tylu innych!).
Eksplozje tej nienawiści niedawno kontemplowaliśmy u Niesiołowskiego, a jej natężenie sugeruje stan zgoła chorobliwy jakby pan N. cierpiał na jakąś manię prześladowczą o symptomach wyraźnego grubiaństwa, a właściwie chamstwa, by rzecz nazwać po imieniu. Nie jestem biegłym w psychiatrii, ale może specjaliści tej dziedziny doszukaliby się czegoś więcej u pana N. Jednocześnie od 1989 roku ludzie domagający się lustracji i praworządności nazywani byli oszołomami, zwolennicy dawnej nomenklatury chętnie przypisywali nam nawet jakieś „schizofreniczne fobie” za to, że marzyło się nam oczyszczenie państwa z wcale rozległych pozostałości reżimu PZPR.

A w PRL-u czasem nazywano nas „ekstremą”, zaś przywódcę „Solidarności Walczącej” wysyłano zagranicę, by nie bruździł przy okrągłym stole. Etykietka „ekstremy” bywa zresztą nadal w użyciu wobec opozycji w III RP, tej opozycji która dąży do uzdrowienia i reformy państwa.
W tej przewrotnej logice, rodem jakby z epoki lodowcowej, ludzie dążący do oczyszczenia państwa („gnojówki” wg. Marka Nowakowskiego) są uważani za wywrotowych szaleńców (sekciarzy wg prof. N. Daviesa), a że ich postulaty zagrażają interesom oligarchów oskarża się ich jeszcze o populizm, który perfidnie czasem kojarzony ma deprecjonować aspiracje obywateli broniących np. swych emerytur. Tak, zaiste jakaż to „ekstrema”, która nie chce pracować do 67 roku życia ? Ba, niektórzy są oskarżani o niepoczytalność.

Za rządów Platformy wielce „obywatelskiej” zdarzały się próby internowania osób z opozycji w szpitalach psychiatrycznych. Powraca więc sporadycznie widmo oskarżeń o schizofrenię wobec przeciwników tuskizmu. Metodę tę stosowano szeroko w sowieckim raju, także w PRL-u. Z braku argumentów reżim sięgał po bataliony ZOMO lub po osiłków w białych kitlach.
Po kilku próbach wznowienia tego procederu w III RP obecna władza woli aresztować dysydentów pod pretekstem popełnienia przestępstwa. Tak było z przywódcą kiboli, Staruchowiczem, oskarżonym o kradzież torby przed wyborami 2011. Przy korupcji wymiaru sprawiedliwości metoda ta działa niezawodnie i czy nie jest to jeden z powodów, by domagać się reformy III RP, a może ustanowienia IVRP?
Są to jednak obecnie marzenia, bo układ wyrosły z okrągłego stołu ma się znakomicie, tryska duchem lojalki i nie ma zamiaru oddawać władzy. Ma też swoich „ambasadorów” nawet na emigracji jak ukazuje to choćby nowe wcielenie Kongresu Polonii Amerykańskiej. O antypodach nie wspomnę, bo kto ma oczy, to widzi...

A w Polsce nowy show Palikota. Niedawno wzywał Polaków do występowania z Kościoła, teraz palił marihuanę niedwuznacznie reklamując narkotyki. Służby porządku nie ośmieliły się przerwać mu błogostanu, wszak z ich przyzwoleniem Palikot robi wszystko, by zdemoralizować społeczeństwo, osłabić polski naród odrywając go od wiary przodków. Może podpisał cyrograf diabłu?

_________________________________________________________________________________