wtorek, 13 grudnia 2011

WOJNA Z NARODEM (w 30- tą rocznicę dekretu)

_________________________________________________________________________________

Mija 30-ta rocznica stanu wojennego, owej wojny z narodem, ogłoszonej 13 grudnia 1981 r. przez WRON i generała Jaruzelskiego, zidentyfikowanego później jako agent „Wolski” na żołdzie Sowietów... 



Raz jeszcze demonstranci zbiorą się pod jego rezydencją przy ulicy Ikara 5 w Warszawie. Dom przy ulicy Ikara należał kiedyś do rodziny Przedpolskich, osiadłej dziś w Nowym Jorku i daremnie domagającej się zwrotu nieruchomości. Poza oczywistym tytułem własności Przepolscy mają też moralne prawo do rewindykacji, bo w domu ofiar mieszka oprawca Polaków. Trzeba pamiętać, że po wojnie tysiące domów i przedsiębiorstw prywatnych zostały skonfiskowane przez reżim PRL-u, a III RP – jeśli nie zamierza oddać ich byłym właścicielom – stanowi przedłużenie tej ludowej republiki. 
Szef WRON-u (Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego – jakże cyniczna nazwa!) okupuje więc bezprawnie dom przy ulicy Ikara, ale jako były sowiecki agent „Wolski” ma zapewne poparcie rosyjskich służb specjalnych, nadal panoszących się w Warszawie, gdzie dysponują nawet wieloma budynkami. I bronią idei pomnika żołnierzy Armii Czerwonej, rzekomych „wyzwolicieli” Polski, który był śmiesznym straszydłem w pejzażu stolicy. W Warszawie nie ma pomników wielu polskich bohaterów, ale – zdaniem byłych okupantów – pomnik „czterech śpiących” musi przypominać zniewolenie Polski. 
Rosja ma nadal siatki swych agentów nad Wisłą, a generał Jaruzelski jako szef WRON-okracji posiada jeszcze tak szerokie wpływy, że wizyty składa mu Wałęsa a prezydent Komorowski mianował go swym doradcą. Szczególna to rada, druh Moskali zawsze MAK pochwali! 


Niestety, gruba kreska ocaliła kadry agentur, choć od roku 1989 nie brakowało głosów trzeźwych, postulujących rozliczenie katów narodu. Na antypodach jeden z dawnych kombatantów wyraził to nawet w sposób dość radykalny, co może zaszokować liberałów czy „politycznie poprawnych”. Oto jego opinia z r.1991: „ Zbrodniarza gen. Jaruzelskiego za jego podlizywanie się do Moskwy, za jego stan wojenny, za skrytobójcze zamordowanie 4 księży i katowanie tysięcy niewinnych ludzi po więzieniach, za atreesztowanie L. Wałęsy oraz ograbienie całego kraju do ostatniej nitki na futrowanie bolszewików. Żądam kategorycznie spalenie Jaruzelskiego żywcem na stosie i popiół wrzucić w morze. Albo przywiązać go do kloca i przy popijaniu piwka wolniutkim ruchem (by do wieczora nie brakło roboty) zardzewiałą piłą przepiłować na pół lub w zwierzyńcu przerzucić przez kraty tygrysom na pożarcie. Przez 45 lat Polska była żyznym korytem dla całego bolszewizmu”. Koniec cytatu z listu sprzed dwudziestu lat.
Zdanie bezpardonowe, jakże ostre w epoce, która znosi (nie zawsze słusznie!) karę najwyższą, ale potraktujmy je jako świadectwo jednej z ofiar układu jałtańskiego, która nie mogła powrócić do Ojczyzny okupowanej przez Armię Czerwoną. Taki był los kombatantów, którzy walnie przyczynili się do zwycięstwa Aliantów, lecz absurdalne i tragiczne ustępstwa wobec Stalina odebrały im owoce triumfu.

Straszliwe prześladowania Polaków po wojnie (wymordowano tysiące patriotów), a następnie kolejne masakry (1956, 1968, 1970, 1976 oraz stan wojenny) były przecież konsekwencją Jałty. Były one też przejawem cyklicznych protestów przeciwko komunizmowi, świadectwem dźwigania się narodu do walki z reżimem i sowieckim okupantem. 
Zryw „Solidarności” był odzewem robotniczych serc na słowa Jana Pawła II, by Duch Święty zstąpił i odmienił oblicze ziemi, tej ziemi. A słowa „Nie lękajcie się…” dodały otuchy i odwagi do konfrontacji z władzą, gdy 1 lipca 1980 r. bez zapowiedzi nastąpiła podwyżka cen. 
Fala protestów rozlała się po całej Polsce od pierwszych dni lipca, a dopiero 14 sierpnia zastrajkowała Stocznia Gdańska i to ona stała się kolebką „Solidarności”. Przeżycie papieskiej Mszy Świętej w 1979 r., a także podróż Jana Pawła II po Polsce uświadomiła Polakom jak ogromną siłę stanowi naród, stojący w opozycji do obcego mu reżimu. I ta lekcja mogła przynieść „drożdże”, z których wyrosło ciasto solidarnościowe. Nie bez znaczenia było działanie wcześniejszych ośrodków oporu jak KOR, ROPCiO czy Ruch Młodej Polski, a także próby stworzenia wolnych związków zawodowych przez Andrzeja Gwiazdę w r. 1977/78. 
Wszystko to stało się zaczynem „Solidarności”, a słowa Wojtyły iskrą dla polskiego ducha, który jakby odwoływał się do sarmackich tradycji. Zdaniem prof. Józefa Gierowskiego (UJ) „Solidarność” była jakby echem konfederacji zawiązywanych w Rzeczypospolitej szlacheckiej.z tą różnicą, że tym razem zjawisko to wystąpiło w stanie robotniczym. A zamiast konfederackich szabel użyto broni jakże groźnej dla komunistów: drukarek i powielaczy! Był to cios dla reżimu PRL-u, który dzierżył monopol na informacje. By „Solidarność” nie wymknęła się kontroli, władze od początku jej powstania umieszczały w niej swoich agentów. Rozmiary tej penetracji odkryto po wielu latach, a jej symbolem pozostanie TW „Bolek”.
Reżim zdawał sobie sprawę, że nie okiełzna 10-milionowego ruchu garstkami szpicli, a zatem stan wojenny planowano już w roku 1980, jeszcze przed rejestracją „Solidarności”! Ostatecznie czołgi wytoczono na ulice dopiero 13 grudnia 1981 r., a do kilku tysięcy mieszkań wtragnęła milicja aresztując działaczy związku. 



Dekret o stanie wojennym naruszał konstytucję, z pominięciem Sejmu, był bezprawny zresztą jak sam reżim PRL-u od sfałszowanego referendum (1946) oraz sfałszowanych wyborów ( 1947). A plakaty o stanie wojennym drukowano poza Polską. „Solidarność” była głównym wrogiem PZPR-u, ale na liście wrogów podanej w mediach figurował też KOR, KPN czy NZS. Nie oszczędzono też Związku Literatów Polskich (jako „eksponenta opozycji antypaństwowej”), polskiego PEN-Clubu, Stowarzyszenia Dziennikarzy oraz Związku Artystów Plastyków. 
Tak rozległa ofensywa „wron” świadczyła, że PZPR planował nie tylko delegalizację „Solidarności”, ale również zniesienie wszelkich organizacji, w których istniał ferment opozycji. A zatem zasadniczym celem stanu wojennego nie było zapobieżenie interwencji sowieckiej, lecz ocalenie dyktatury PZPR-u, zagrożonej stopniową demokratyzacją. Jaruzelski z WRON-em (grupa 21 oficerów, głównie generałów LWP) zamroził ziarno pluralizmu, a narodowi wydał wojnę. Czołgi i „wrony” dławiły sen o wolności, krwawe represje i brutalne traktowanie internowanych, nawet kobiet ( co ukazuje np. film „Więźniarki”) pozostają do dziś zbrodnią nierozliczoną. 
Podobnie jak masakra na Wybrzeżu w grudniu 1970 r., podczas której zginęło kilkaset osób (vide „Historia Polski”, W.Roszkowski, PWN 1991, str.305), a nie 45 jak podawały peerelowskie media. Podczas jaruzelskiej wojny śmierć poniosło ponad sto osób, a wiele zmarło wskutek wyłączenia telefonów, co uniemożliwiało wezwanie karetek pogotowia. Reżim stosował skrytobójstwa, upozorowane wypadki (jak np. zabójstwo Piotra Bartoszcze, przewodniczącego „Solidarności” wiejskiej, Grzesia Przemyka czy ks.Jerzego). 


Ludzie ginęli od kul podczas strajków czy manifestacji, a w ataku na klasztor franciszkanek w Warszawie zomowcy zdemolowali magazyn leków, bijąc osoby pełniące dyżur, a następnie wywożąc je za miasto. I ta akcja pozostanie też wymownym świadectwem bestialstwa reżimu PZPR, który nie respektował nawet miejsc świętych, ani instytucji charytatywnych jak właśnie ów Prymasowki Komitet Opieki nad Osobami Pozbawionymi Wolności i ich Rodzinami. 
Stan wojenny okazał się daremną próbą resowietyzacji Polski, jej kultura chroniła się w kościołach, a WRON-a nie pokonała orła. Wprawdzie dziś jeszcze nieosądzone „wrony” nadal próbują dziobać orła, ale to już zupełnie inna historia.
_________________________________________________________________________________