niedziela, 1 lipca 2012

BAKET A SPRAWA POLSKA


_____________________________________________________________________________________________

Pod tajemniczym tytułem „Baket” Jarosław Marek Rymkiewicz wydał kiedyś książkę w Niezależnej Oficynie Wydawniczej (W-wa), a równolegle w Londynie (Aneks, 1989). Cenzura mogłaby bowiem  zakwestionować niezbyt pochlebne opowieści o Nowosilcowie czy o księżnej Zubow, a może i śmiałą scenę erotyczną z udziałem Seweryna Goszczyńskiego i Ksawery Deybel, tej samej, która ponoć powiła syna Mickiewiczowi.
W książce sporo jest o represjach Nowosilcowa wobec filomatów, o nich samych, wreszcie o naszych romantykach czy o Towiańskim, który podobno zamordował i pokroił na kawałki farmaceutę Gutta. Powód? Rzecz przedstawiona na stronie 115! Przewija się też Tomasz Zan, rodzina Augusta Becu czy Domeyko i wiele innych postaci. Wyjaśnijmy wreszcie, że baket
(bateria Mesmera) natomiast był modnym w tych czasach urządzeniem leczniczym, a leczono magnetyzmem. Opis tych kuracji, niekiedy pikantnych, ciekawy czytelnik znadzie w książce Rymkiewicza. A nawet opis śmierci Augusta Becu, trafionego piorunem podczas drzemki.

Doktor Sauvan, który instalował w Wierzbnie pod Warszawą owe bakety, zalecał radykalne metody leczenia, a polegały one na wrzucaniu spoconego pacjenta do zimnej wody. Czy wszyscy przeżyli taki szok? Zygmunt Krasiński przeżył, choć przyznawał w listach, że po tych zabiegach prawie mdlał i zasypiał z osłabienia. Z czasem bakety wyszły z mody, a może nie okazały się skutecznym panaceum na choroby.
Dzisiaj, gdy inne trapią nas dolegliwości, a III Rzeczypospolitą trawi ciężka choroba, może warto zastosować znowu bakety?  I ministrów rządu, na czele z premierem Tuskiem, postawić pod lodowatym prysznicem?  Coś w tym rodzaju spotkało premiera kilka dni temu, kiedy wygwizdano go w Gdańsku, kolebce „Solidarności”.  Czy premier przejął się tym bodaj odrobinę? Nie wiemy, jego wytrenowana maska polityka nie zdradza takich emocji. Będzie grał swoją rolę do końca, aż do opuszczenia kurtyny, bo nie może zawieść głównego reżysera układu.
Układu, który eliminuje niepotrzebnych, zużytych czy wreszcie niepożądanych lub niewygodnych dla republiki „kolesiów”. Tych niewygodnych więcej jest oczywiście po stronie opozycji, nie dziwi więc aresztowanie pod byle pretekstem wodza kiboli. Szokuje za to pobicie go przy tej okazji, bo w kraju demokratycznym nie biją na komisariatach. Staruchowicz posiedzi w pudle trzy miesiące, akurat do wyborów, a zatem w tym okresie czasu, w którym mógłby sterować ruchem kibiców. A ci przecież wykrzyczeli premierowi swoje zamiary: „Tusk, ty matole! Twój rząd obalą kibole!”…Urażony tym premier postanowił unieszkodliwić wodza kiboli.



Tymczasem wymiar „sprawiedliwości” wypuszcza po zaledwie dwóch latach łomiarza, który ma na swym koncie napady na 29 kobiet! Rezultat? Nowy napad, ale protegowany przestępca będzie odpowiadał zań …z wolnej stopy! Najwidoczniej prokuratura uznała, że napady na zwykłe obywatelki III RP to drobiazg – ale gdyby łomiarz zagrażał oligarchom ? O, to co innego!

 Inny niewygodny dla układu, Andrzej Lepper, gryzie już ziemię. Nie był nigdy moim idolem, a jego pozycja w czasach rządów PiS-u wynikła nieoczekiwanie po wycofaniu się Platformy Obywatelskiej z projektu wspólnej koalicji. Co jednak naprawdę stało się w warszawskim biurze „Samoobrony” ? Czy na życie mógł się targnąć człowiek tak silny jak Lepper? Wierzący, a do tego troszczący się o chorego syna?! 
Wersję samobójstwa nawet prokuratura rozwinęła w hipotezę udziału „osób trzecich”! Być może postanowiono tak, by sprawić wrażenie obiektywności dochodzenia, a ostateczny werdykt jest już przesądzony? Nie wiadomo, ale czy można ufać prokuratorom, którzy zbłaźnili się w śledztwie katastrofy Tupolewa? Tomasz Sakiewicz jest w posiadaniu nagrania rozmowy z Lepperem, który ujawnia sprawy niewygodne dla PO, a w dodatku potwierdzające (o. zgrozo!) zeznania Jarosława Kaczyńskiego! A na internecie pojawiła się wiadomość o odkryciu rusztowania na tyłach biura „Samoobrony” – czy tą drogą mogli dostać się nieznani sprawcy, by powiesić Leppera?
Czy prokuratura zbada ten trop w trosce o dotarcie do prawdy?


Śmierć Leppera to kolejna ofiara na coraz dłuższej liście tajemniczych  zgonów, upozorowanych samobójstw po roku 1989, poczynając od wypadku Michała Falzmanna, inspektora NIK-u, który badał aferę FOZZ. A od tragedii Tupolewa obsewujemy jakby przyśpieszenie owych dziwnych zgonów. Przypomnijmy kilka z nich: biskup ewangelicki Mieczysław Cieślar, miał być następcą ks. Adama Pilcha, który zginął w Smoleńsku. Krzysztof Knyż, operator „Faktów”, gdzie sporo pisano o katastrofie Tupolewa. Prof. Marek Dulinicz, szef grupy archeologów, która miała jechać na miejsce upadku samolotu. Wszyscy zginęli w wypadkach samochodowych, a łączy ich też wątek smoleński.
W czerwcu 2010 dziwny wypadek samochodowy miał też dziennikarz Wojciech Sumliński, lecz przeżył. Wcześniej był represjonowany za próbę opublikowania książki o służbach specjalnych. Wreszcie w grudniu ubiegłego roku rzekomo powiesił się Grzegorz Michniewicz, dyrektor generalny kancelarii premiera Tuska. Miał on dostęp do najbardziej tajnych dokumentów premiera, być może zatem uznano, iż wie za dużo? Przyjaciel, z którym Michniewicz rozmawiał przez Skype przed śmiercią relacjonuje, że Grzegorz był czymś pezerażony, wręcz szlochał.

A dlaczego musiał zginąć szyfrant Zielonka? Jego szczątki znaleziono w kwietniu 2010 w nurtach Wisły. Krąży hipoteza, że obcy wywiad wydobył zeń informacje o kodach, a potem go zlikwidował. Czy zrobili to Rosjanie, Niemcy a może kosmici?  Zapewne nie dowiemy się nigdy, podobnie będzie chyba z  tajemniczą śmiercią Leppera.
W fingowaniu samobójstw tajniacy nie są może mistrzami, ale posiadają niezawodną ochronę ze strony prokuratury i sądów, pozostających na smyczy układu. A pęknięcie na razie układowi nie grozi, zaś seria tajemniczych a śmiertelnych wypadków na tle politycznym mówi o powrocie do totalitaryzmu. Nikt też nie odważy się wrzucić prokuratorów i sędziów do baketu albo postawić ich pod zimnym prysznicem. Są oni pod pod specjalną ochroną układu, bo służą przecież do „prawnego” klajstrowania III RP, państwa opartego na cynicznym stosowaniu bezprawia.
Niedawne dymisje w prokuraturze po haniebnym przekazaniu informacji o białoruskim dysydencie sugerują, że niektórzy panowie urzędowali w niej jako kolaboranci Łukaszenki. I tak polska „demokracja” – oficjalnie wspierająca dysydentów na Białorusi – okazała się zgniłym jabłuszkiem w unijnych ogrodach Europy.
______________________________________________________________________