_____________________________________________________________________________________________
Pod tajemniczym
tytułem „Baket” Jarosław Marek Rymkiewicz wydał kiedyś książkę w Niezależnej
Oficynie Wydawniczej (W-wa), a równolegle w Londynie (Aneks, 1989). Cenzura
mogłaby bowiem zakwestionować niezbyt
pochlebne opowieści o Nowosilcowie czy o księżnej Zubow, a może i śmiałą scenę
erotyczną z udziałem Seweryna Goszczyńskiego i Ksawery Deybel, tej samej, która
ponoć powiła syna Mickiewiczowi.
W książce sporo jest
o represjach Nowosilcowa wobec filomatów, o nich samych, wreszcie o naszych
romantykach czy o Towiańskim, który podobno zamordował i pokroił na kawałki
farmaceutę Gutta. Powód? Rzecz przedstawiona na stronie 115! Przewija się też
Tomasz Zan, rodzina Augusta Becu czy Domeyko i wiele innych postaci. Wyjaśnijmy
wreszcie, że baket
(bateria Mesmera)
natomiast był modnym w tych czasach urządzeniem leczniczym, a leczono
magnetyzmem. Opis tych kuracji, niekiedy pikantnych, ciekawy czytelnik znadzie
w książce Rymkiewicza. A nawet opis śmierci Augusta Becu, trafionego piorunem
podczas drzemki.
Doktor Sauvan, który
instalował w Wierzbnie pod Warszawą owe bakety, zalecał radykalne metody
leczenia, a polegały one na wrzucaniu spoconego pacjenta do zimnej wody. Czy
wszyscy przeżyli taki szok? Zygmunt Krasiński przeżył, choć przyznawał w
listach, że po tych zabiegach prawie mdlał i zasypiał z osłabienia. Z czasem
bakety wyszły z mody, a może nie okazały się skutecznym panaceum na choroby.
Dzisiaj, gdy inne
trapią nas dolegliwości, a III Rzeczypospolitą trawi ciężka choroba, może warto
zastosować znowu bakety? I ministrów
rządu, na czele z premierem Tuskiem, postawić pod lodowatym prysznicem? Coś w tym rodzaju spotkało premiera kilka dni
temu, kiedy wygwizdano go w Gdańsku, kolebce „Solidarności”. Czy premier przejął się tym bodaj odrobinę?
Nie wiemy, jego wytrenowana maska polityka nie zdradza takich emocji. Będzie
grał swoją rolę do końca, aż do opuszczenia kurtyny, bo nie może zawieść głównego
reżysera układu.
Układu, który
eliminuje niepotrzebnych, zużytych czy wreszcie niepożądanych lub niewygodnych
dla republiki „kolesiów”. Tych niewygodnych więcej jest oczywiście po stronie
opozycji, nie dziwi więc aresztowanie pod byle pretekstem wodza kiboli. Szokuje
za to pobicie go przy tej okazji, bo w kraju demokratycznym nie biją na
komisariatach. Staruchowicz posiedzi w pudle trzy miesiące, akurat do wyborów,
a zatem w tym okresie czasu, w którym mógłby sterować ruchem kibiców. A ci
przecież wykrzyczeli premierowi swoje zamiary: „Tusk, ty matole! Twój rząd
obalą kibole!”…Urażony tym premier postanowił unieszkodliwić wodza kiboli.
Tymczasem wymiar
„sprawiedliwości” wypuszcza po zaledwie dwóch latach łomiarza, który ma na swym
koncie napady na 29 kobiet! Rezultat? Nowy napad, ale protegowany przestępca
będzie odpowiadał zań …z wolnej stopy! Najwidoczniej prokuratura uznała, że
napady na zwykłe obywatelki III RP to drobiazg – ale gdyby łomiarz zagrażał
oligarchom ? O, to co innego!
Inny niewygodny dla układu, Andrzej Lepper,
gryzie już ziemię. Nie był nigdy moim idolem, a jego pozycja w czasach rządów
PiS-u wynikła nieoczekiwanie po wycofaniu się Platformy Obywatelskiej z
projektu wspólnej koalicji. Co jednak naprawdę stało się w warszawskim biurze
„Samoobrony” ? Czy na życie mógł się targnąć człowiek tak silny jak Lepper?
Wierzący, a do tego troszczący się o chorego syna?!
Wersję samobójstwa
nawet prokuratura rozwinęła w hipotezę udziału „osób trzecich”! Być może
postanowiono tak, by sprawić wrażenie obiektywności dochodzenia, a ostateczny
werdykt jest już przesądzony? Nie wiadomo, ale czy można ufać prokuratorom,
którzy zbłaźnili się w śledztwie katastrofy Tupolewa? Tomasz Sakiewicz jest w
posiadaniu nagrania rozmowy z Lepperem, który ujawnia sprawy niewygodne dla PO,
a w dodatku potwierdzające (o. zgrozo!) zeznania Jarosława Kaczyńskiego! A na
internecie pojawiła się wiadomość o odkryciu rusztowania na tyłach biura
„Samoobrony” – czy tą drogą mogli dostać się nieznani sprawcy, by powiesić
Leppera?
Czy prokuratura zbada
ten trop w trosce o dotarcie do prawdy?
Śmierć Leppera to
kolejna ofiara na coraz dłuższej liście tajemniczych zgonów, upozorowanych samobójstw po roku
1989, poczynając od wypadku Michała Falzmanna, inspektora NIK-u, który badał
aferę FOZZ. A od tragedii Tupolewa obsewujemy jakby przyśpieszenie owych
dziwnych zgonów.
Przypomnijmy kilka z nich: biskup ewangelicki Mieczysław Cieślar, miał być
następcą ks. Adama Pilcha, który zginął w Smoleńsku. Krzysztof Knyż, operator
„Faktów”, gdzie sporo pisano o katastrofie Tupolewa. Prof. Marek Dulinicz, szef
grupy archeologów, która miała jechać na miejsce upadku samolotu. Wszyscy
zginęli w wypadkach samochodowych, a łączy ich też wątek smoleński.
W czerwcu 2010 dziwny
wypadek samochodowy miał też dziennikarz Wojciech Sumliński, lecz przeżył.
Wcześniej był represjonowany za próbę opublikowania książki o służbach
specjalnych. Wreszcie w grudniu ubiegłego roku rzekomo powiesił się Grzegorz
Michniewicz, dyrektor generalny kancelarii premiera Tuska. Miał on dostęp do
najbardziej tajnych dokumentów premiera, być może zatem uznano, iż wie za dużo?
Przyjaciel, z którym Michniewicz rozmawiał przez Skype przed śmiercią
relacjonuje, że Grzegorz był czymś pezerażony, wręcz szlochał.
A dlaczego musiał
zginąć szyfrant Zielonka? Jego szczątki znaleziono w kwietniu 2010 w nurtach
Wisły. Krąży hipoteza, że obcy wywiad wydobył zeń informacje o kodach, a potem
go zlikwidował. Czy zrobili to Rosjanie, Niemcy a może kosmici? Zapewne nie dowiemy się nigdy, podobnie
będzie chyba z tajemniczą śmiercią
Leppera.
W fingowaniu
samobójstw tajniacy nie są może mistrzami, ale posiadają niezawodną ochronę ze
strony prokuratury i sądów, pozostających na smyczy układu. A pęknięcie na
razie układowi nie grozi, zaś seria tajemniczych a śmiertelnych wypadków na tle
politycznym mówi o powrocie do totalitaryzmu. Nikt też nie odważy się wrzucić prokuratorów i sędziów
do baketu albo postawić ich pod zimnym prysznicem. Są oni pod pod specjalną
ochroną układu, bo służą przecież do „prawnego” klajstrowania III RP, państwa
opartego na cynicznym stosowaniu bezprawia.
Niedawne dymisje w
prokuraturze po haniebnym przekazaniu informacji o białoruskim dysydencie
sugerują, że niektórzy panowie urzędowali w niej jako kolaboranci Łukaszenki. I
tak polska „demokracja” – oficjalnie wspierająca dysydentów na Białorusi –
okazała się zgniłym jabłuszkiem w unijnych ogrodach Europy.
______________________________________________________________________