niedziela, 19 sierpnia 2012

Mozaika świata

_______________________________________________________________________________

W euforii polskiej prezydencji w Brukseli podobno nie wypada podejmowac innych tematów, a jednak trzeba. Z europejskim blichtrem układ miłościwie nam buszujący w III RP starannie kryje bowiem przejawy panoszącego się neo-totalitaryzmu. 



Ojciec Rydzyk nie odkrył tu Ameryki, dawno przed nim polscy publicyści sygnalizowali różne jego znaki. Tym razem system neo-totalitarny chowa się za parawanem demokracji, o której głośno jest w mediach. W praktyce wygląda to tak, że rząd toleruje nawet manifestacje – choć niechętnie, a pewne społeczne protesty powoli usuwa z placów stolicy jak miało to miejsce z krzyżem postawionym dla ofiar smoleńskiej hekatomby. Tępi się też kwiaty i znicze dla ofiar. A władze Warszawy użyły elementów z marginesu społecznego, by nękać starszych, spokojnych obywateli. I to było niewątpliwie haniebne, pani prezydent – kiedyś tak chwaląca się swą pobożnością - ukazała oblicze a la Lukaszenko, który aresztuje setki obywateli i jest na krawędzi stanu wyjątkowego. A marsz kwietniowy był popisem formacji porządkowych, które niczym jakieś neo-zomo z obu stron pochodu szczerzyły zęby, bynajmniej nie w uśmiechach.

Ich postawa miała wyraźny cel: zastraszyć tych, co szli z intencją upamiętnienia smoleńskiej tragedii. A pamięć o prezydencie Kaczyńskim nie w smak Tuskowi i jego pretorianom. Pochody – choć z bólem – strawić jednak muszą. Neo-totalitaryzm III RP przejawia się za to prawie bez ograniczeń w sądach, prokuraturze, w Trybunale Konstytucyjnym – czyli tam, gdzie układ post-komunistyczny kontroluje „prawdę” oraz broni swoich agentów, oczywiście z peerelowskim stażem. Ostatni wyrok przeciwko Wyszkowskiemu, a broniący Wałęsy nie jest tu wyjątkiem. Bastionem są media z TV oraz „Gazetą Wyborczą” na czele, ale za układem jest też jest np. „Polityka” czy od jakiegoś czasu „Wprost”. W tych bastionach prasuje się obywatelską świadomość tak, aby myśleli zgodnie z życzeniem układu.

Jakże tu pasuje slogan z Orwella:”Ignorancja jest siłą”, oczywiście siłą układu. Tam urabia się opinie, przyprawia gębę ludziom opozycji, a wszystko to pod kątem wyborów. Różne „autorytety” (zwłaszcza Palikot, Niesiołowski, ale i inni) zioną nienawiścią do Kaczyńskiego i do PiS-u. Przypomina to system opisany przez Orwella w powieści „1984” – tam totalitaryści organizowali codzienne seansy Dwóch Minut Nienawiści! Dławi się także prawdę, a lansuje pozory prawdy. Układ toczy też wojnę przeciwko IPN-owi, gdyż pamięć narodu jest niebezpieczeństwem dla tej władzy. Dlatego pamięć tę się deformuje, a marzeniem układu jest po prostu rozwiązanie Instytutu Pamięci Narodowej. Dla układu IIIRP ideałem pewnie byłoby orwellowskie Ministerstwo Prawdy, gdzie fabrykuje się „prawdę” o przeszłości i teraźniejszości.

Fałszowanie dokumentów, niszczenie archiwów – wszystko to sprzyja karierom takich „historyków” jak Gross, który kalumnie buduje na zeznaniach wygodnych mu świadków, na przemilczeniach. Najsmutniejsze to, że pan Gross tymi kalumniami poróżni oba narody. I on ma swój układ, który go wynosi i popiera, chociaż nawet w gazecie Michnika pojawił się nagłówek: „Gross nie przekonał”. Nie przekonał też nas na antypodach, a z kilku relacji o spotkaniu z nim na University of NSW uważam, że dobrze zrobiłem bojkotując jego występ. Nie miałem ochoty słuchać antypolskiego autora, który zresztą od lat zmienia swoje pozy. Jego prowokacyjne łgarstwa mogą tylko poróżnić oba narody, nie służą zbliżeniu. 


Sądzę, że owe kalumnie lepiej podważyć w publikacjach, bo dyskusji Gross unika jak się przekonano. Świat jest zapewne chory, jeśli dla reklamy kłamstw zaprzęga się wyższe uczelnie i profesorów prawa, których powinnością jest raczej orzekanie o sprawiedliwości. Tak degraduje się autorytet uniwersytetów, a kampania kłamstw Grossa nie sprzyja harmonii.

Innym przejawem choroby świata są niedawne pertraktacje z talibami. Pierwsze rezultaty tych zapewne szczerych rozmów już odnotowano: w krwawym zamachu na hotel w Kabulu zginęło ponad 20 osób! Uwolniono za to dwóch francuskich dziennikarzy, po półtora roku od porwania. Nie wiadomo jednak czy stało się to za sprawą okupu czy też obu Francuzów wymieniono za dowódców talibów. Poczekamy na nowe rewelacje oraz skutki jakże owocnych rozmów z organizacją, która nie ma zamiaru rezygnować z zamachów. Tymczasem trwa nadal masakra w Syrii, gdzie w demonstracjach antyreżimowych masowo giną ludzie. Ich poświęcenie, pogarda dla śmierci godne są podziwu i szacunku.

Na Syrię nałożono sankcje. Tysiące uchodźców schroniło się w Turcji. Nie ustaje też wojna domowa w Libii, gdzie pułkownik K. ma jeszcze najemników , lepiej uzbrojonych niż rebelianci.
Traci jednak stopniowo zwolenników, kolejni ministrowie opuszczają go nie zamierzając popierać już rządów terroru, a od strącenia samolotu nad Lockerbie epoka to długa Za pułkownikiem stoją jeszcze wierni Moskale, najwidoczniej jest on im do czegoś potrzebny, bodaj jako jedna z kart, którą chcą zgrać przeciwko Zachodowi, chociaż oficjalnie także walczą z terroryzmem. Innego zdania są libijscy rebelianci, dla których pułkownik nie jest żadnym „bogiem” a jedynie insektem. Ich ofensywa nabiera rozpędu, są już zaledwie 50 km od Trypolisu. Oblężenie stolicy pozwoli przeciąć linie zaopatrzenia dla reżimu, ale trudno przewidzieć termin zakończenia batalii. Jest on jednak coraz bliżej, a coraz więcej krajów – ostatnio Turcja - uznaje powstańczą radę wolnych Libijczyków.

Problemy ma też Australia, wydana na łaskę „boat people”, a więc pozbawiona granic i własnej polityki imigracji. Obecny rząd jakby składał się ze wspólników przemytu uchodźców bez papierów! Ano może, bo – jak powiada jedna pani osiadła tu od 1949 r. – rządzi stado baranów. Barany te wyprzedają ziemię cudzoziemcom, a ci potem będą wydobywać z niej kruszce i minerały, zbijając fortuny. Dlaczego Aussies nie chcą sami eksploatować swojej ziemi ? Innym samobójstwem było zerwanie eksportu żywca do Indonezji, co pogrąża farmerów oraz ich trzody, a czego nie wyrówna odszkodowanie rzędu 30 milionów. Zamiast naciskać na Indonezję, by lepiej traktowała australijskie bydło, wstrzymano eksport godząc się na ruinę gospodarki i ruinę farmerów. 



Czy za decyzją pani premier stał postulat walki klas? I to za wszelką cenę? Jeden znajomy Australijczyk nazywa Julię „lunatyczką” (lunatic)! Sprawdziłem w słowniku, wyraz ten ma jednak inne znaczenie niż w polskiej mowie. 
Czy zatem w Canberra rządzi partia „lunatyków”? A może już Towarzystwo Przyjaciół Zwierząt? Kiedyś w Indonezji płonęły wioski chrześcijan, ale wtedy nie było alarmu w australijskich mediach. Okazuje się więc, że krowy (i tak skazane na ubój) są ważniejsze od ludzi?? 
_________________________________________________________________________________

niedziela, 1 lipca 2012

BAKET A SPRAWA POLSKA


_____________________________________________________________________________________________

Pod tajemniczym tytułem „Baket” Jarosław Marek Rymkiewicz wydał kiedyś książkę w Niezależnej Oficynie Wydawniczej (W-wa), a równolegle w Londynie (Aneks, 1989). Cenzura mogłaby bowiem  zakwestionować niezbyt pochlebne opowieści o Nowosilcowie czy o księżnej Zubow, a może i śmiałą scenę erotyczną z udziałem Seweryna Goszczyńskiego i Ksawery Deybel, tej samej, która ponoć powiła syna Mickiewiczowi.
W książce sporo jest o represjach Nowosilcowa wobec filomatów, o nich samych, wreszcie o naszych romantykach czy o Towiańskim, który podobno zamordował i pokroił na kawałki farmaceutę Gutta. Powód? Rzecz przedstawiona na stronie 115! Przewija się też Tomasz Zan, rodzina Augusta Becu czy Domeyko i wiele innych postaci. Wyjaśnijmy wreszcie, że baket
(bateria Mesmera) natomiast był modnym w tych czasach urządzeniem leczniczym, a leczono magnetyzmem. Opis tych kuracji, niekiedy pikantnych, ciekawy czytelnik znadzie w książce Rymkiewicza. A nawet opis śmierci Augusta Becu, trafionego piorunem podczas drzemki.

Doktor Sauvan, który instalował w Wierzbnie pod Warszawą owe bakety, zalecał radykalne metody leczenia, a polegały one na wrzucaniu spoconego pacjenta do zimnej wody. Czy wszyscy przeżyli taki szok? Zygmunt Krasiński przeżył, choć przyznawał w listach, że po tych zabiegach prawie mdlał i zasypiał z osłabienia. Z czasem bakety wyszły z mody, a może nie okazały się skutecznym panaceum na choroby.
Dzisiaj, gdy inne trapią nas dolegliwości, a III Rzeczypospolitą trawi ciężka choroba, może warto zastosować znowu bakety?  I ministrów rządu, na czele z premierem Tuskiem, postawić pod lodowatym prysznicem?  Coś w tym rodzaju spotkało premiera kilka dni temu, kiedy wygwizdano go w Gdańsku, kolebce „Solidarności”.  Czy premier przejął się tym bodaj odrobinę? Nie wiemy, jego wytrenowana maska polityka nie zdradza takich emocji. Będzie grał swoją rolę do końca, aż do opuszczenia kurtyny, bo nie może zawieść głównego reżysera układu.
Układu, który eliminuje niepotrzebnych, zużytych czy wreszcie niepożądanych lub niewygodnych dla republiki „kolesiów”. Tych niewygodnych więcej jest oczywiście po stronie opozycji, nie dziwi więc aresztowanie pod byle pretekstem wodza kiboli. Szokuje za to pobicie go przy tej okazji, bo w kraju demokratycznym nie biją na komisariatach. Staruchowicz posiedzi w pudle trzy miesiące, akurat do wyborów, a zatem w tym okresie czasu, w którym mógłby sterować ruchem kibiców. A ci przecież wykrzyczeli premierowi swoje zamiary: „Tusk, ty matole! Twój rząd obalą kibole!”…Urażony tym premier postanowił unieszkodliwić wodza kiboli.



Tymczasem wymiar „sprawiedliwości” wypuszcza po zaledwie dwóch latach łomiarza, który ma na swym koncie napady na 29 kobiet! Rezultat? Nowy napad, ale protegowany przestępca będzie odpowiadał zań …z wolnej stopy! Najwidoczniej prokuratura uznała, że napady na zwykłe obywatelki III RP to drobiazg – ale gdyby łomiarz zagrażał oligarchom ? O, to co innego!

 Inny niewygodny dla układu, Andrzej Lepper, gryzie już ziemię. Nie był nigdy moim idolem, a jego pozycja w czasach rządów PiS-u wynikła nieoczekiwanie po wycofaniu się Platformy Obywatelskiej z projektu wspólnej koalicji. Co jednak naprawdę stało się w warszawskim biurze „Samoobrony” ? Czy na życie mógł się targnąć człowiek tak silny jak Lepper? Wierzący, a do tego troszczący się o chorego syna?! 
Wersję samobójstwa nawet prokuratura rozwinęła w hipotezę udziału „osób trzecich”! Być może postanowiono tak, by sprawić wrażenie obiektywności dochodzenia, a ostateczny werdykt jest już przesądzony? Nie wiadomo, ale czy można ufać prokuratorom, którzy zbłaźnili się w śledztwie katastrofy Tupolewa? Tomasz Sakiewicz jest w posiadaniu nagrania rozmowy z Lepperem, który ujawnia sprawy niewygodne dla PO, a w dodatku potwierdzające (o. zgrozo!) zeznania Jarosława Kaczyńskiego! A na internecie pojawiła się wiadomość o odkryciu rusztowania na tyłach biura „Samoobrony” – czy tą drogą mogli dostać się nieznani sprawcy, by powiesić Leppera?
Czy prokuratura zbada ten trop w trosce o dotarcie do prawdy?


Śmierć Leppera to kolejna ofiara na coraz dłuższej liście tajemniczych  zgonów, upozorowanych samobójstw po roku 1989, poczynając od wypadku Michała Falzmanna, inspektora NIK-u, który badał aferę FOZZ. A od tragedii Tupolewa obsewujemy jakby przyśpieszenie owych dziwnych zgonów. Przypomnijmy kilka z nich: biskup ewangelicki Mieczysław Cieślar, miał być następcą ks. Adama Pilcha, który zginął w Smoleńsku. Krzysztof Knyż, operator „Faktów”, gdzie sporo pisano o katastrofie Tupolewa. Prof. Marek Dulinicz, szef grupy archeologów, która miała jechać na miejsce upadku samolotu. Wszyscy zginęli w wypadkach samochodowych, a łączy ich też wątek smoleński.
W czerwcu 2010 dziwny wypadek samochodowy miał też dziennikarz Wojciech Sumliński, lecz przeżył. Wcześniej był represjonowany za próbę opublikowania książki o służbach specjalnych. Wreszcie w grudniu ubiegłego roku rzekomo powiesił się Grzegorz Michniewicz, dyrektor generalny kancelarii premiera Tuska. Miał on dostęp do najbardziej tajnych dokumentów premiera, być może zatem uznano, iż wie za dużo? Przyjaciel, z którym Michniewicz rozmawiał przez Skype przed śmiercią relacjonuje, że Grzegorz był czymś pezerażony, wręcz szlochał.

A dlaczego musiał zginąć szyfrant Zielonka? Jego szczątki znaleziono w kwietniu 2010 w nurtach Wisły. Krąży hipoteza, że obcy wywiad wydobył zeń informacje o kodach, a potem go zlikwidował. Czy zrobili to Rosjanie, Niemcy a może kosmici?  Zapewne nie dowiemy się nigdy, podobnie będzie chyba z  tajemniczą śmiercią Leppera.
W fingowaniu samobójstw tajniacy nie są może mistrzami, ale posiadają niezawodną ochronę ze strony prokuratury i sądów, pozostających na smyczy układu. A pęknięcie na razie układowi nie grozi, zaś seria tajemniczych a śmiertelnych wypadków na tle politycznym mówi o powrocie do totalitaryzmu. Nikt też nie odważy się wrzucić prokuratorów i sędziów do baketu albo postawić ich pod zimnym prysznicem. Są oni pod pod specjalną ochroną układu, bo służą przecież do „prawnego” klajstrowania III RP, państwa opartego na cynicznym stosowaniu bezprawia.
Niedawne dymisje w prokuraturze po haniebnym przekazaniu informacji o białoruskim dysydencie sugerują, że niektórzy panowie urzędowali w niej jako kolaboranci Łukaszenki. I tak polska „demokracja” – oficjalnie wspierająca dysydentów na Białorusi – okazała się zgniłym jabłuszkiem w unijnych ogrodach Europy.
______________________________________________________________________
                                                       

JAK U ORWELLA


________________________________________________________________________________

Słynną powieść Orwella „1984” rozpoczynają przygotowania do Tygodnia Nienawiści. Nienawiści rządzącej Partii wobec działającego w opozycji Bractwa. W totalitarnym państwie, opisanym przez Orwella, szanse na zmiany były żadne, mimo to Partia utrzymywała społeczeństwo w stanie histerii, by zdusić w zarodku wszelką próbę przewrotu.
 


W najjaśniejszej III RP stan nienawiści wobec opozycji anty-magdalenkowej trwa od początku, więc od 1989, z krótkimi przerwami na pół roku 1992 oraz na okres 2005-2007, kiedy to właśnie rządziła opozycja próbując oczyścić Rzeczpospolitą z mętnych fusów upadłej partii i jej totalitarnego reżimu. Marzenia… 

Układ, stworzony przy Okrągłym Stole, skutecznie kontrolował rozwój wypadków, a niebezpieczne dlań gabinety likwidował w stylu zamachu stanu (1992), albo drogą spreparowanych wyborów (2007), a przygotowanych też kampanią nienawiści, a nawet chamstwa wobec PiS-u, w czym niemały udział miał pewien zasłużony „profesor”, który zawsze mawiał, że warto być przyzwoitym!

Kampanię nienawiści przygotowywano od 1989 sącząc pogardę wobec „oszołomów”, którzy odrzucali politykę grubej kreski argumentując, że bez rozliczenia nie odrodzi się szacunku dla prawa, to zaś z kolei sprawi, że praworządność będzie nadal pustym frazesem. I tak się stało. Po prawie dwudziestu latach mamy nominalnie państwo prawa, w którym właśnie prawo nic nie znaczy. A że w sądach czy w prokuraturze post-komuna ma nadal swoich ludzi, może ona dość łatwo manipulować sytuacją, inaczej mówiąc do rządzenia nie potrzebują już komitetu centralnego. Wystarczy im wymiar „sprawiedliwości”, mogą też – ględząc o demokracji – zapewniać urbi et orbi, że III RP jest …państwem prawa!

Z podobną przewrotnością, a także z przestawianiem pojęć spotykamy się właśnie u Orwella. W jego totalitarnym państwie były cztery ministerstwa: Ministerstwo Prawdy, Pokoju, Miłości oraz Obfitości. Koalicji PO-PSL nie udało się jeszcze tak dalece zaoszczędzić na wydatkach rządowych, by liczbę ministerstw zredukować do czterech. Istnieją za to pewne podobieństwa w ich naturze, w tendencjach ich działań. Ministerstwo Prawdy zajmowało się mediami, widowiskami, edukacją i kulturą, ale w istocie promowało nieprawdę i niszczyło lub fałszowało archiwa. Te same cele kierują polityką koalicji PO-PSL, dlatego tak bardzo irytuje ją działalność Instytutu Pamięci Narodowej. IPN przechowuje bowiem archiwa z przeszłości PRL-u, a są tam dokumenty obciążające wielu pogrobowców systemu. Nie zapewnia to psychicznego komfortu dawnym aparatczykom, a nawet grozi im kompromitacją, gdy pękają kolejne teczki. Panika tych towarzyszy jest mimo wszystko płonna, bo jakoś nikt nie ośmiela się ruszyć głównych aktorów Układu jak np. Kwaśniewskiego, Oleksego, Millera, Cimoszewicza czy Belkę. Wyszła za to książka o Wałęsie, który w początkowej fazie swej kolaboracji był jednak ofiarą systemu, natomiast aktywnym filarem post-komuny został dopiero w pałacu prezydenckim. Kolejny akt procesu sprawców stanu wojennego jest niestety farsą. I jakoś nie ma książek o generałach…

Ministerstwo Pokoju u Orwella zajmowało się wojną, a w III RP trwa wojna Układu ze stronnictwem anty-peerelowskim, a częściowo z tymi odłamami społeczeństwa ( np. skupione wokół Radia Maryja), które kontestują transformację, realizowaną pod egidą ex-towarzyszy. Do tej wojny wystarczają zresztą media, prokuratura i sądy, pozostające najczęściej na usługach niegdysiejszych włodarzy PRL-u. Utrwalają oni jak mogą swe anachroniczne państwo, III RP jest przecież polityczną anomalią na mapie Europy.
Ministerstwo Miłości (aż dziw, że Tusk jeszcze takiego nie powołał!) zajmowało się prawem i porządkiem. Warto przypomnieć sobie jak to wyglądało u Orwella, natomiast pod rządami PO-PSL owa „miłość” jakoś wyparowała mimo solennych obietnic Donalda na początku swej kadencji. Trwa wyłącznie dzika kampania nienawiści wobec PiS-u, a jej kulminacją są nienormalne ataki na prezydenta czy na byłego ministra Ziobro, a także na ludzi związanych z Komisją Weryfikacyjną WSI. A przerwanie jej działania, odebranie przemocą dokumentów znajdujących się w weryfikacji świadczy o metodach żywcem wziętych z państwa totalitarnych, w tym z Orwella. Dodać tu wypada podstępne próby zabójstw, majstrowane przez „nieznanych sprawców” jak np. ostatni zamach na życie pp.Dagny i Tomasza Sakiewiczów (redaktor naczelny „Gazety Polskiej”). W ich samochodzie przecięto przewody wysokiego napięcia, co mogło spowodować śmiertelny wypadek. Na szczęście nie doszło do tragedii.
Ministerstwo Obfitości zajmowało się gospodarką, a oczywiście co lepsze produkty były zastrzeżone dla członków Partii – zupełnie jak w PRL-u. W IIIRP już nie jest tak źle, podaż towarów wydaje się nawet koronnym dowodem demokracji. Sęk w tym, że ceny nie są dla każdej kieszeni. I dlatego ministerstwo gospodarki w rządzie tuskowym mogłoby też mieć orwellowski, ironiczny termin „obfitości”. Jeden z promotorów naszej gospodarki w okresie transformacji odwiedził niedawno antypody. To poważne ryzyko dla Tuska – tyle tygodni zostać bez rad mistrza ekonomii? Czy nie grozi to kryzysem?

Jednym z haseł reżimu u Orwella było: „Nieświadomość jest siłą”. I pewnie zgodnie z tym w III RP – jak za Putina - stosuje się walkę z niezależnymi mediami (jak wspomniany wyżej zamach na redaktora „Gazety Polskiej”) oraz z dziennikarzami za bardzo grzebiącymi w archiwach IPN. A jakże kojarzy się to z metodami Ministerstwa Prawdy! Niedawno zatrzymano Wojciecha Sumlińskiego, a po całodziennej rewizji w domu odebrano mu materiały prawie ukończonej książki o operacjach inwigilacyjnych służb specjalnych PRL-u. Noc w areszcie, przesłuchanie w prokuraturze, inne szykany – wszystko to kończy się załamaniem człowieka, próbą samobójstwa. 
Casus Sumlińskiego zasługuje zresztą na dłuższe omówienie dla czytelników (polecam tu „Gazetę Polską” z 6 sierpnia br), a jest on niewątpliwie kolejnym dowodem na porównanie Tuskolandu do państwa orwellowskiego, w którym z podobną gorliwością działała Policja Myśli.
_________________________________________________________________________________

sobota, 30 czerwca 2012

CHOCHOLI CZAS


_________________________________________________________________________________

Nie przemija czas chochołów, nadal brykają na polskiej scenie, a raczej na platformie oligarchów postkomunistycznego układu, którą nieustannie przedstawia się naiwnym Polakom jako Platformę Obywatelską.
Interesy obywateli nie są w ogóle brane pod uwagę w ustaleniach rządu PO-PSL, ale ludziom w r. 2007 zainstalowano  miliony różowych okularów, co jeszcze pozwala ekipie Tuska płynąć na fali, nawet powodziowej. Bo wtedy premier mówi o …miejscowych podtopieniach, by uspokoić tzw. opinię publiczną. A zalane pola ? To drobiazg dla premiera, bo rząd i tak się wyżywi.


Kung-sun Jang, filozof chiński (zmarły w 338 r. przed Chrystusem) pozostawił wiele złotych sentencji, a wśród nich to spostrzeżenie: „Słaby lud to silne państwo”. Silne cesarstwo doprowadziło  do zjednoczenia starożytnych Chin w 221 roku przed Chrystusem., choć to nie lud stał na drodze do tego celu, lecz ambicje władców prowincji, a wojna domowa między nimi trwała prawie dwa stulecia. Nieoczekiwanie sentencja Kung-sun Janga innego nabiera dzisiaj znaczenia w III RP, gdzie można dostrzec rosnącą przepaść między słabym społeczeństwem a coraz silniejszym państwem, wskrzeszającym totalitarne praktyki znane w PRL-u. 
Arogancja tej nowej władzy opiera się na służbach specjalnych, policji oraz sądach całkowicie kontrolowanych przez układ postkomuny. Długoletnie korowody z procesami Jaruzelskiego lub Kiszczaka zakończyły się niczym, a ostatnia decyzja o zaniechaniu procesu przeciwko Jaruzelskiemu za wprowadzenie stanu wojennego zamyka okres tej groteskowej gry, prowadzonej przez układ (silne państwo) ze społeczeństwem (słaby lud). 


Po roku 1945 to grupy operacyjne i wojska sowieckie zakładały sądy, aresztując przedwojennych sędziów i prokuratorów, a nieraz paląc lub zajmując budynki sądowe. Ważniejsze były przecież tzw. sądy na kółkach, czyli sądy objazdowe ścigające polskich patriotów, skazujące na śmierć nawet licealistów. Były też tzw. sądy kiblowe, bowiem w nich rozprawy odbywały się w celach. Oskarżony siedział na kiblu, a „sędziowie” na pryczach. Adwokatów nie było, a wyroki ustalano wcześniej.
O tych strasznych czasach czytamy w „Nowym państwie” (nr.7/ 2011) w tekście „Walka o nowy typ sędziego”, a głównym ideologiem tej walki był Igor Andrejew, zwany „profesorem”, a w latach stalinizmu podpisujący wyroki na polskich patriotów (np. na generała Fieldorfa). Tenże „profesor” wykładał też na przyśpieszonych kursach, jego uczniem jest np. prof. Lech Gardocki, prezes Sądu Najwyższego w latach 1998 – 2010, a niedawno udekorowany przez prezydenta Komorowskiego, który politykę odznaczeń w III RP oparł na zasługach wobec postkomunistycznego układu, a czasem wobec nieboszczki PRL. 
A chochołów ci u nas dostatek, ostatnio Jerzy Miller zaprezentował nam nową wersję katastrofy (obłudną, choć w dwóch punktach nie zgadza się z raportem MAK-u), ordynarnie zwracając się do Antoniego Macierewicza, który Białą Księgą o smoleńskim zamachu zirytował rząd. Pan Miller w dodatku ma czelność powoływać się na fizykę, by zdyskredytować komisję Macierewicza. A to właśnie eksperci od nawigacji i fizyki wyjaśnili jak doszło do katastrofy - zamachu.
Ale walka o prawdę jest trudna, bo  Polską rządzi sitwa postkomunistów, tzw. liberałów oraz służb specjalnych. Jak ironicznie ujął to jeden z publicystów zamiast przyjaznego państwa (tak reklamowanego przez PO) mamy „nieprzyjazne draństwo”. A wczorajszy list z Kraju przynosi te słowa: „Ks. Rydzyk od Radia Maryja powiedział, że w Polsce jest nadal ustrój totalitarny. Może nie w dawnym znaczeniu, rozmiarze, ale jest. Komuniści nam rządzą i gnębią nas. Jeszcze Korei u nas nie ma. Jeszcze światło się świeci, nie ma masowego głodu, ale wszystko przed nami, choćby Grecja. A nasz premier to już nie wie, gdzie jest – czy w Polsce, czy w Europie, czy gdzieś w nieznanej próżni. Mówi, słowa wypowiada o niczym…”  (koniec cytatu).

Tak właśnie spełnia się sentencja chińskiego filozofa: „Słaby lud to silne państwo”. Im silniejsze ono będzie, tym trudniej przyjdzie w nim żyć obywatelom, bo takie państwo dba tylko o interesy oligarchów. Takie państwo jest jednak silne tylko wobec obywateli, natomiast na forum światowym III RP zaczyna już przypominać fasadę z godłem, podczas gdy o naszej polityce decydują sąsiedzi.
Niepodległość jest więc pustym frazesem, a w tym sensie rząd PO-PSL przypomina komisję likwidacyjną państwa jako suwrennego podmiotu. Obywatele są tu bezsilni, nie rozumieją też, że utraty tradycyjnej suwerenności nie zrekompensuje im członkostwo, ani przejściowa prezydencja w Unii Europejskiej. Tym bardziej, że niektórzy z nich nie dbają i tam o polski interes. Buzek potrafił opuścić parlament, gdy trwała wizyta smoleńskich wdów. Ten haniebny postępek ostatecznie przekreśla jego kontrowersyjną sylwetkę. A inny poseł kiedyś parodiował papieski zwyczaj całowania ziemi, tym samym udowodnił, że nie miłuje ojczyzny, a woli inne „wartości”. (Sitwo, ojczyzno moja!…).
Niedawna wypowiedź Sikorskiego o „polskich Breivikach” także mieści się w kategorii antypolskich wystąpień, zresztą minister trafił kulą w płot. Oklaski zebrał Breivik w Rosji, gdzie panują silne antyislamskie nastroje. Oczywiście Sikorski przy okazji zaatakował wolność wypowiedzi w internecie, która bardzo nie podoba się rządzącemu układowi. Układ ten wyraźnie zmierza do rozprawy z niezależnymi witrynami, nie poprzestanie na usunięciu z radia i TV wielu programów dyskutujących otwarcie polską rzeczywistość.
Zamykanie ust opozycji jest celem tego rządu, który wyłonił się z postkomunistytcznego układu. Zamykanie ust było zawsze celem totalitarystów. Zarazem „autorytety” mogą obrzucać błotem opozycję (np. bydło, dewianty),  taki Sikorski nie musiał też wcale użyć internetu, by apelować o dorżnięcie watah! A Niesiołowski lub Palikot wywrzaskiwać pełnych nienawiści bredni, choć oficjalnie głosi się tezę o przyjaznym państwie.
III RP jest przyjazna tylko wobec członków układu, oligarchów oraz rządzącej koalicji PO-PSL, a z sympatią odnosi się do działań SLD. Niektórzy eseldowcy przechodzą zresztą do Platformy, tak umacnia się powoli nowy front jedności „narodu”. Im silniejszy będzie ten blok, tym słabszy lud. A po stronie tzw. elit przybywa „chochołów”, ich czas trwa nadal, a nawet mnożą się w szybkim tempie. 
________________________________________________________________________________